Witajcie,
Słuchajcie, muszę napisać, bo nie zdzierżę. Wczoraj do późnego wieczoru prowadziłam zajęcia i gdyby nie to, napisałabym od razu.
Co się stało?
Dzwoni do mnie mama jednej z pacjentek i (po raz enty, naprawdę!) odwołuje zajęcia.
Pomijam, że za każdym razem zajęcia są odwoływane dosłownie kilka chwil przed planowaną wizytą, co niejednokrotnie uniemożliwia zamianę pacjenta, termin zostaje wolny, a inna osoba, która mogłaby i bardzo chciałaby skorzystać nie da rady dojechać na czas (wrrr).
Coś tam się tłumaczy (ta mama rzecz jasna) a za moment pyta: A jak tam postępy u mojej malutkiej? Długo będą jeszcze trwały te zajęcia?
I w takich chwilach zdecydowanie potrzebuję minutę ciszy, muszę się zatrzymać, wziąć głęboki oddech.... i ze spokojem odpowiadam: Bardzo mi przykro, ale widujemy się tak rzadko, że ciężko tutaj mówić o efektach. Mama wzdycha i rozmowa się kończy.
Biorąc pod uwagę ostatnie pół roku, dziewczynka była u mnie w gabinecie może cztery, pięć razy!! Błagam, jak można mówić o efektach? W domu oczywiście nie pracuje.
Boli mnie, gdy odwracam kartkę w zeszycie (jedną, czy dwie) i widzę miny Świętego Mikołaja, podczas gdy inne dzieciaki od świąt zdążyły już ze dwa razy zmienić zeszyty, bo zwyczajnie zabrakło w nich miejsca.
Mówię, tłumaczę, proszę... zaglądajcie do zeszytu w domu, nie musi być codziennie, nie musi być godzinę dziennie, wystarczy 5 - 10 minut dwa, trzy razy w tygodniu, ale róbcie to! Bo lepsze 5 minut niż nic. Nie ma pracy, nie ma motywacji - nie ma efektów. Proste.
Apeluję do wszystkich rodziców, prowadzących swoje dzieci na terapię logopedyczną: Przemyślcie to! Samo zapisanie i wpadanie od czasu do czasu nic nie da. Szkoda Waszego zachodu i czasu terapeuty. Albo pracujemy na serio, albo wcale. Inaczej to nie ma sensu.
Prawda jednak wygląda inaczej... Jest wola przychodzenia i umawiania się? Termin choć raz na jakiś czas musi się znaleźć...
Pozdrawiam ciepło! :)
No powiem Ci, że uderzyłaś w sedno! Mam to samo na swoich zajęciach. Odwołują na ostatnią chwilę, rzadko się pojawiają, a potem marudzą, że efektów nie ma. Przykre tylko, że u mnie to zwykle są nastolatki i dorośli, a u Ciebie to jednak rodzice biorą odpowiedzialność za dziecko i tak nawalają:(
OdpowiedzUsuńDokładnie. Dziecko w takiej sytuacji jest najbardziej poszkodowane...
Usuń