LogoTrzcinka

LogoTrzcinka
LogoTrzcinka

piątek, 14 grudnia 2018

Pomoce logopedyczne - wyzwanie?

Witajcie! 
W ostatnim poście pokazałam Wam zrobione przeze mnie boisko do ćwiczeń oddechowych. Jeśli chcecie do niego wrócić, kliknijcie TU :) Muszę przyznać, że zrobienie go zajęło mi trochę czasu, wymagało nieco wysiłku i kreatywności. Efekt oczywiście jest zabójczy, ale czy zawsze musi tak być, że trzeba się mocno napracować, żeby chwilę poćwiczyć? (No bo nie oszukujmy się, małe dziecko jakkolwiek silnie zachwycone - po kilku chwilach znudzi się gadżetem i będzie poszukiwało nowych wrażeń albo co gorsza, samo będzie chciało wypróbować zabawkę na swój sposób, poznać ją rozbierając na przykład na czynniki pierwsze). 
Z doświadczenia wiem, że w gabinecie logopedycznym dzieci zachowują się inaczej, są bardziej zdyscyplinowane i z reguły nie pozwolą sobie na zepsucie pokazanej pomocy (logopeda dodatkowo nie przygotowuje swoich pomocy dla jednego dziecka, a z pewnością wykorzysta ją wielokrotnie, dlatego czasem może poświęcić na to więcej energii). W domu rodzinnym jednak maluchy są dużo bardziej śmiałe i wydaje mi się, że żaden rodzic nie zmierzy się z wykonaniem zabawki przez pół dnia a następnie patrzeniem jak w jednej chwili jest niszczona (dotyczy to szczególnie małych dzieci do trzeciego roku życia).
Do rzeczy, bo bardzo się rozgadałam. Mój cały monolog miał doprowadzić do wniosku, że nie zawsze trzeba kilka godzin przygotowywać pomoc logopedyczną dla dziecka. Czasem wystarczy odrobina wyobraźni i w kilka minut możemy je czymś zaskoczyć. Przykłady? Proszę bardzo! 
Pomyślałam chwilę i dzisiaj zdecydowanie zainspirowała mnie kuchnia. Oto pierwsza pomoc logopedyczna.


Co to? Pokrywki i drewniane/plastikowe przybory kuchenne? Nie! To prawdziwa perkusja dla Twojego dziecka. Możemy różnymi przyborami stukać w różne pokrywki. Można również wykorzystać garnki, miski. I? Słuchamy! Różnorodnych dźwięków, jak zapuka to, a jak zatrzaska tamto? To świetna lekcja dla słuchu Twojego Malucha :) 
Możecie również wystukiwać rytmy, najpierw dwu, trzy dźwiękowe, potem dłuższe. Naśladować je, grać w różnym tempie, najpierw wooooolno, potem coraz szybciej. Powstanie niesamowity koncert!

A to? Czyżby zwykły makaron? 


O nie! Patrzcie, tak możemy ćwiczyć motorykę małą. Małe rączki mogą układać co tylko chcą: domek, serduszko (Która mama nie chciałaby takiego dostać? :) ), kwiatki, samochód... wedle życzenia. 



A tutaj wersja dla starszych dzieci.


Jak stymulować pracę lewej półkuli w kuchni? 


Choćby tak: kategoryzacje wg koloru.


Można zastosować też wariant wg przeznaczenia (zależy co kto ma w kuchni^^).

A teraz coś dla trochę bardziej ambitnych. Będzie potrzebny papier kolorowy (najlepiej A3), nożyczki, klej i rzepy. Wykonujemy dowolny obrazek, naklejamy parę rzep i przyczepiamy do nich obrazki zwierząt, przyborów szkolnych, obrazki, których nazwy zaczynają się na głoskę, którą akurat ćwiczycie. Pomysłów może być tysiące! 


U mnie jest staw, łąka i przyczepiane na rzepy zwierzątka. Każde można nazywać i udawać wydawanie przez nie dźwięków (onomatopeje).

Dzisiaj kończąc, zapraszam do wspólnej zabawy podczas gotowania obiadu. Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Wow!A ja zawsze myslałam że makaron jest do jedzenia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A tu takie zaskoczenie! O to chodzi żeby ze zwykłych rzeczy zrobić coś niezwykłego :)

      Usuń
  2. No ja też a tu proszę, czy makaron czy ryż, kasza... zasada ta sama ;D

    OdpowiedzUsuń